Aktualizacja marzeń

Bycie Sprzątaczką, laureatem Pokojowej Nagrody Nobla i przeczytać wszystkie książki świata – to pierwsze trzy, na liście moich marzeń z młodości. Dokładnie w tej kolejności.

Do dzisiaj pamiętam mój podziw dla Pani sprzątającej naszą ulicę, kiedy w każdy poniedziałkowy poranek, przyglądałam się o świcie jej pracy. Była iście magiczna. Wtedy nie zastanawiałam się skąd, po co i dlaczego, ale po całym weekendzie, to ona kształtowała porządek w moim osiedlowym świecie. Jest to dla mnie tym bardziej ważne, że mój pierwszy dom rodzinny miał okna na naszą szkołę podstawową, więc czułam ogromną wdzięczność dla tej Pani, że to właśnie dzięki niej, mogę iść na lekcje pięknie wysprzątaną ulicą. Pamiętam ten moment, kiedy w serduszku powiedziałam sobie, że jak chcę tak, jak ta Pani, kiedy będę duża – chcę magicznie sprzątać świat.

Mam przyjemność posiadania całkiem sporej gromadki rodzeństwa i kuzynostwa, moje dzieciństwo i młodość, to całkiem sporo kółek zainteresowań, wyjazdów na obozy, kolonie, próbowania się w różnych sportach, zmiany klas i szkół. Jednym z moich ulubionych zajęć, kiedy czekałam po szkole na autobus, było obserwowanie interakcji między ludźmi – przypadkowymi, przechodzącymi, czekającymi ze mną. Obfitujące w zróżnicowane relacje środowisko i ten dziwny, ale cieszący mnie nawyk, spowodowały, że oprócz fajnych relacji, obserwowałam też waśnie, kłótnie, konflikty. Nawet, jeżeli dotyczyły obcych mi osób na wspomnianym przystanku, to pozostawiały we mnie emocje i rodzące się pytanie – czy to jest konieczne? Przecież taka kłótnia, wydaje się być dla każdej ze stron dyskomfortowa. Przecież pojawiają się łzy, ból, cierpienie, urazy. Przecież chyba można żyć bez tego? Rzecz dzieje się już po szkole podstawowej, więc dokonałam update’u swoich aspiracji zawodowych. Nie to, że sprzątanie przestało mieć w sobie magię, ale pomyślałam sobie, że jako prawnik, mogę może więcej zdziałać. I tak oto w drugiej klasie szkoły średniej podjęłam decyzję. Zostanę prawnikiem i “wynajdę” lekarstwo na konflikty – miernikiem mojego sukcesu miała być Pokojowa Nagroda Nobla – skąd ten pomysł, nie mam pojęcia, ale spodobała mi się taka możliwość weryfikacji moich wysiłków, a Szwecję zawsze lubiłam, więc do Stockholmu miałam otwartość pojechać… Zabrałam się ostro za naukę, bo wiedziałam, że dostanie się na prawo nie jest takie proste, o ile mnie pamięć nie myli, w tamtych czasach było to nawet kilkanaście osób na miejsce.

I tak w ruch poszły książki, chociaż nasza wspólna przygoda – moja i książek miała bardzo bolesne początki. Mój dziecięcy spryt, pozwolił mi do końca pierwszej klasy podstawówki, kamuflować przed nauczycielami i rodzicami, brak umiejętności płynnego czytania. Tak, moje składanie liter w całość w wieku 7 lat było w stanie opłakanym. Przynosiłam bardzo dobre stopnie, pytana w szkole zawsze znałam odpowiedź, ale źródłem tej sytuacji była całkiem niezła pamięć, a nie płynne czytanie. Aż pewnego dnia wpadłam! Najlepszym na świecie szpiegiem okazała się być, jak zawsze niezawodna, moja osobista Mama. Pewnie faktograficznie ta historia ma trochę, a nawet całkowicie inny przebieg, ale od momentu wyszpiegowania mojego małego oszustwa, do momentu, kiedy przeczytałam w całości samodzielnie swoją pierwszą książkę (Przygody Baltazara Gąbki), minął jeden dzień, który spędziłam samotnie na balkonie naszego rodzinnego domu, tego z oknami na szkołę. Pamiętam jak bardzo było mi wstyd przed Mamą, że ją oszukałam. Postanowiłam sobie, że już nigdy tego nie zrobię, a ona będzie dumna z mojej umiejętności płynnego czytania. Jest bardziej niż pewne, że emocje w tym doświadczeniu całkowicie przekłamują realne wydarzenia, ale ja chcę i decyduję się zapamiętać to właśnie tak – moja pierwsza lektura, to efekt połączenia ogromnego wstydu z megaśnym (jak na dziecięce możliwości) postanowieniem, że już do końca życia będę dobrze czytać. Wstyd minął, ale miłość do książek z każdym rokiem kwitła. Chwytałam się lektury różnych gatunków. Mogę się pochwalić, że grzecznie przeczytałam od tamtej pory 99% lektur szkolnych – niestety Reymont i Mickiewicz mnie pokonali. Nie mam pojęcia skąd mi przyszło do głowy czytać w wieku 13stu lat książki na temat Auschwitz – do tej pory pamiętam emocje związane z lekturą Dymy nad Birkenau. Jednak, dzięki pokrętnie rozpoczętej przygodzie z książkami, podróżuję wraz z bohaterami w czasie i przestrzeni. Zdarza mi się dyskutować z autorami, szczególnie, kiedy czytam książki branżowe – Jarek Gibas nawet nie wie ile dysput odbył ze mną podczas mojego czytania Życie, następny poziom, to samo było z Michałem Pasterskim, kiedy studiowałam jego genialną książkę Insight, Rafałowi Żakowi też nie odpuszczam, tylko w jego przypadku dzieje się to na jego wyraźną prośbę :). Moje książkowe rozmowy dzieją się podczas czytania, kiedy to zapisuję na marginesach czy wklejam na post-it moje komentarze, pytania, pomysły. Ten proceder, akurat z tymi Panami może nie jest jeszcze jakoś dziwaczny (tak chcę myśleć ;)), bo mam przyjemność znać ich osobiście. Czytanie książek daje również cudowną możliwość dyskutowania z osobami, których nie znamy, którzy nie żyją, którzy mówią innym językiem niż my. I to jest niesamowite!!!! Doświadczając tego, któregoś pięknego dnia na, już na studiach (nie – nie prawniczych, bo w międzyczasie stwierdziłam, że Nauki Polityczne bardziej pomogą mi we wprowadzaniu Pokoju na Świecie) postanowiłam, że przeczytam wszystkich – wszystkie książki świata!!!!! Aż się na kurs szybkiego czytania zapisałam. A co!

I przyszła pewna niedziela, po kilku dekadach od tamtych marzeń, kiedy przy pachnącej kawie zabrałam się za swój poranny rytuał pisania dziennika. Nie wyobrażam sobie tej mojej osobistej grafomanii bez wsparcia dla procesów myślowych, bo jednak lubię sobie ułatwiać życie. Stąd już od dwóch losuję codziennie inny kartonik z zestawu Droga do zmiany by Coachspace, które dostałam w prezencie od twórcy stymulujących procesy myślowe, pytań – Agnieszki Marlińskiej.

Zrobiło mi się dziwnie, kiedy przeczytałam pytanie, nad którym przyszło mi się pochylić – JAK REALIZUJĘ MOJE MARZENIA TERAZ? Moja pierwsza myśl – “A jak mam realizować, skoro jest pandemia i lockdown?, wzięłam na wstrzymanie – ok, skończyłam szybciej niż zaczęłam swoje dziennikowaie dzisiaj“. Jednak na szczęście szybko opamiętałam się, detektując całkowity bullshit w tej myśli. Ok, na liście marzeń mam podróżowanie, ale to nie znaczy, że teraz nie mogę się do tych podróży przygotowywać – w moim przypadku, jest to intensywne odkurzanie mojego hiszpańskiego i podkręcenie angielskiego na level master. Po głębszym zastanowieniu się odnotowałam całkiem sporo marzeń. Takie, które realizuję aktualnie, właśnie teraz, bo rzeczywistość mi w tym pomaga (Ci, którzy mnie znają, wiedzą, ze od 12 lat marzyłam o pracy zdalnej – serio, serio), albo mogę się do przyszłej realizacji przygotowywać, jak w przypadku podróży. Chwila zatrzymania pozwoliła mi również zauważyć ile marzeń już zrealizowałam i jakie to fajne uczucie. Rozmyślanie i pisanie o marzeniach mocno mnie uruchomiło. Strona za stroną, pojawiały się kolejne refleksje, pomysły, wdzięczności… Aż zupełnie znienacka przyszły myśli o marzeniach z młodości. Chciałam m.in. zostać Sprzątaczką, otrzymać Pokojową Nagrodę Nobla i przeczytać wszystkie książki tego świata. I… miałam wrażenie, że wena uciekła, zrobiło mi się smutno. Czy właśnie przyszedł moment na wyrzucenie marzeń z dzieciństwa do kosza? Poczułam gulę w gardle i ogromny opór przed potencjalną stratą. Nagle pojawiła się dziwna myśl – przecież wcale nie muszę wyrzucać tych marzeń do kosza, przecież ja je właściwie realizuję i są aktywną częścią mnie – z tą różnicą, że nie dosłownie. I wróciła radość :).

W obserwowaniu sprzątania podobała mi się magia wpływu – z bałaganu w piękną przestrzeń, z chaosu – porządek – i dokładnie tym zajmuję się zawodowo – sprzątam w bałaganie myśli i emocji, procesów w firmie, relacji w zespole. Zamiast miotły (to było przed czasami Harrego Pottera, a ja już wiedziałam, że miotły mają magiczną moc ;)) mam Kontraktowanie 3P oraz inne narzędzia moderatora i konsultanta.

Pokój na Świecie próbowałam wprowadzać z wysokiego ‘C’, jednak świadomie zrezygnowałam ze ścieżki politycznej. Całkowicie subiektywnie, możliwie, że błędnie. Jednak po mojemu. Założyłam, że praca z normalnym człowiekiem, wyposażanie osób, które znam z imienia i nazwiska, bo z nimi współpracuję, w narzędzia do radzenia sobie z konfliktami, będzie lepszym rozwiązaniem. Cały czas szukam magicznego Graala, przeczesując badania naukowe i publikacje mądrych ludzi, tipy, rozwiązania, które zwykły Kowalski – jakem Kowalska – może zastosować w codziennym życiu, w domu i pracy. I może Norweski Komitet Noblowski nigdy do mnie nie zadzwoni, ale ja odczuwam ogromną satysfakcję ze słuchania historii tych, którzy autentycznie wdrożyli w swoje życie podejście, że konflikt nie jest niczym złym, że można mądrze się nie zgadzać, a wręcz potrzebujemy otwartości na różnice zdań.

W przygotowaniach do realizacji zleceń dla wyżej wspomnianych wyzwań, Klientów, programów, potrzebuję czytać, dużo czytać i jeszcze więcej czytać. Był moment, kiedy doszłam do wniosku, że mam najlepszą pracę na świecie – mam płacone za czytanie :). Były jednak i smutne momenty, kiedy przekonywałam się, że wśród czytanych publikacji są niestety również słabe treści, kłamstwa, plagiaty, grafomania i książki wydane tylko dla pieniędzy. Książki bez treści, głębi czy przesłania. I wtedy pogodziłam się z myślą, że nie przeczytam wszystkiego, bo … nie chcę. Ok, nie przeczytam, bo w 2010 Google sprowadził mnie na ziemię, licząc ile książek zostało wydanych w czasach nowożytnych. Niestety, nawet kursy szybkiego czytania, nie przygotowały mnie na ogarnięcie (ciągle rosnącej) wtedy już liczby 129 864 880 książek. Ale jednak nie chcę też czytać bzdur. Odpuściłam – liczby do mnie przemawiają, moje emocje i potrzeby również :). Postanowiłam czytać nadal, nadal dużo, ale mądrzej wybierać treści, filtrować, weryfikować źródła i zaakceptować, że zdarzy się czasem lektura niewarta uwagi, wtedy bez wyrzutów sumienia i presji, że trzeba kończyć, to co się zaczęło, odłożyć taką książkę, wyłączyć audiobooka, zamknąć czytnik i sięgnąć po kolejną.

Pytanie o marzenia zatrzymało mnie i parafrazując słowa Susan David, której książkę (ta jest niesamowicie wartościowa i warta polecenia), właśnie skończyłam czytać (i której recenzję wkrótce udostępnię) – “By nasze życie się rozwijało, musimy aktualizować naszą narrację, jak uaktualniamy CV. Podobnie, jak po kilku latach od skończenia studiów, nie wymieniamy już wszystkich miejsc dorywczego wakacyjnego zatrudnienia, pewne sprawy z przeszłości, powinniśmy po prostu zostawić za sobą”, od siebie dodam, że warto zastanowić się co kryło się za naszymi marzeniami i wprowadzić w nie dojrzałą narrację, przestać literalnie traktować nasze wspomnienia, potrzeby i wartości. Patrząc wstecz;

  • widzę, że ten magiczny element procesu sprzątania był dla mnie fascynujący, więc zabieram go ze sobą dalej, resztę zostawiam w przeszłości
  • widzę, że to poszukiwanie odpowiedzi na budowanie lepszych relacji mnie fascynowało zawsze, same nagrody nigdy mnie jakoś nie kręciły
  • widzę, że fascynujący świat książek wywoływał emocje, ale nie ich ilość, a jakość.

Dzisiaj cieszę się, że pozwoliłam sobie na aktualizację marzeń, że wypakowałam ze swojego plecaczka w podróży zwanej życiem, te nieaktualne, zrobiłam miejsce na nowe.

A Ty jakim marzeniom chcesz się bliżej przyjrzeń i JAK REALIZUJESZ SWOJE MARZENIA TERAZ? Bez ściemy, zasłaniania się aktualną sytuacją, odważnie?

“Oswój się z tym, że Twoja tożsamość ewoluuje i uwolnij się od narracji, które Ci nie służą” – Susan David, Sprawność emocjonalna

2 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.