Przyjaciel mój autor
Pamiętam ten dzień, kiedy moja osobista Mama zorientowała się, że z moim czytaniem to tak średnio. Całe 6 wiosen na swoim koncie miałam i jakoś tak bardziej mówiłam niż czytałam, bardziej tworzyłam niż pisałam. Jakkolwiek w XXI wieku bezstresowego wychowania dziwnym się to wydawać będzie, ale moja cudowna i łagodna Mama, głosem nieznoszącym sprzeciwu, zakomunikowała jedno, jedyne zdanie – teraz siadasz i uczysz się czytać, jak skończysz to przyjdź. Tak wspominam to zdanie – nasza pamięć zwodnicza jest, więc ono wcale nie musiało paść z ust mojej Mamy, pamiętam jednak na pewno moment, taki flash-back – siedzę na balkonie (tarasów się raczej nie miało w latach ’80-tych), ogrzewa mnie słońce, w rękach mam granatową, w grubej okładce, książkę pt. Przygody Baltazara Gąbki. I zrozumiałam z wypowiedzi Mamy to, co chciałam – jak siadłam i zaczęłam czytać, tak wstałam, dopiero jak książkę całą przeczytałam subiektywnie i autorytarnie uznając, że czytać już umiem :)…
Od tamtego słonecznego dnia minęło już kilka(dziesiąt) lat a moje umienie czytaniaw pasję zdążyło się zmienić. I to w pasję, na której pośrednio oparłam swoją karierę zawodową – nie wyobrażam sobie bycia w roli coacha, trenera, konsultanta, prelegenta czy wykładowcy, bez aktywnego konta w bibliotekach, tych online i tych stacjonarnych, bez przyjaźni z Matrasami i innymi Empikami, bez posiadania ścian(y) pełnej książek wszelakich, bez powrotów z wojaży z walizką cięższą o te kilka pozycji zwartych… Według najbliższych to już pod uzależnienie podchodzi. Najpiękniejszym momentem do czytania jest godzina 5 rano, kiedy cały świat jeszcze chrapie, najadekwatniejszym jest mieć kilkanaście książek w procesie czytania i sięganie po tą, na którą mam nastrój w danym momencie, najefektywniejszym szkoleniem, w którym brałam udział było to z szybkiego czytania (wtedy można jeszcze więcej czytać :P)
Dzisiaj jednak nie sama pasja czytania mnie dogoniła (chociaż czytanie było dzisiaj na mojej liście TO DO), ale refleksja, że właśnie o to zamknęłam kolejną książkę (symbolicznie, bo czytanie w wersji WORD), którą czytam jeszcze przed jej wyjściem na światło dzienne, przed drukiem i publikacją. Refleksja dotyczyła tego uczucia, jakie towarzyszy mi, kiedy mogę podzielić się z autorem moimi subiektywnymi, osobistymi wrażeniami i spostrzeżeniami, kiedy mogę do wydawnictwa wysłać moją notkę/recenzję na temat książki, kiedy tłumaczowi życzę powodzenia w oddaniu treści zawartej w oryginale… To uczucie współtworzenia, dawania informacji zwrotnej, bycia częścią, towarzyszem, przyjacielem na początku drogi, kiedy to jeszcze wąskie grono tylko wie, że pomysł czegoś może wielkiego, zmieniającego ludzkie myślenie czy istnienie, dopiero się tworzy, kreuje, zmienia, rodzi.
W tym miejscu podziękować chcę tym, którzy na przestrzeni ostatnich lat mi zaufali i powierzyli swoje dziecię, swój twór, zaufali, że nie powiem światu, zanim oni zdecydują się o tym powiedzieć, tym, którzy dali mi do ręki kawałek siebie i poprosili o zaopiekowanie się tym kawałkiem, o oddanie go w pogłaskanej, ale i lekko doszlifowanej wersji.
Tak sobie myślę, że czytanie wzbogaca bez dwóch zdań, że dzięki książkom mamy miliony innych wcieleń i tysiące przemyśleń, jednak dzisiaj raduje mnie perspektywa przebywania blisko tych, którzy nam ten książkowy świat oferują, tych którzy mają odwagę obnażyć swoje myśli, swoje słowa, wystawić się na krytykę, na ocenę, nie mając wcale pewności, że czytelnik zrozumie intencje autora, że czytelnik kupi (dosłownie i w przenośni) przekaz. Nie dalej, jak tydzień temu usłyszałam, że wydawanie książek się nie opłaca, że efekt J.K. Rowling to przypadek jeden na milion – nie zaglądam w portfele znanym mi autorom publikacji zwartych z dziedzin wszelakich, ale uważam, że opłaca się zawsze i za każdą cenę, wzbogacić życie choćby jednego człowieka, bo nigdy nie wiemy jakie słowo zmieni nas samych, jakie zdanie będzie zwrotnicą w naszej podróży w dół, jaka historia pozwoli odważyć się, żeby żyć pełną piersią, pokochać, działać, cieszyć się i radować.
Autorom obecnym i przyszłym, tym którzy do szuflady i tym, którzy dla sławy, tym którzy z potrzeby serca i tym, którym każą – dziękuję za każde mądre słowo, zdanie, historię, która mnie ukształtowała i nadal kształtuje. Nie sądzę, żebym była w tym miejscu swojego życia, gdybym nie spotkała na swojej drodze Williama (zwanego Shakepseare), nie zaprzyjaźniła się z Zafonem czy nie dyskutowała w myślach z Bennewiczem, nie zastanawiała się co mówi do mnie Miłosz albo nie cytowała Szymborskiej…
Nie wszystkich autorów muszę kochać, nie każdego narracja do mnie trafia, wierzę jednak, że jako czytelnik, każdy z nas powinien szukać mądrości zamkniętych w słowach, emocji zamkniętych w okładkach, marzeń pokolorowanych przymiotnikami i akcji podsycanej czasownikami :).
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!